Nagrane w trio "Przyśpiewki", to nieco inna opowieść niż poprzedni, debiutancki album duetu Diomede. Zostawiając kolektywną improwizację na drugim planie muzycy zwracają się ku prostocie, nadal inspirując się przy tym motywami folkowymi.
Duet Diomede tworzony przez Grzegorza Tarwida oraz Tomasza Markanicza trzy lata po dobrze przyjętym debiucie "People From East" wraca z nowym materiałem. Już sam szyld informuje słuchaczy, że należy spodziewać się zmian – prócz saksofonu oraz instrumentów klawiszowych pojawiła się również perkusja. Za zestawem zasiadł Hubert Zemler, czyli jeden z najbardziej kreatywnych i wszechstronnych współczesnych polskich perkusistów. Rozszerzenie składu musiało przynieść zmiany: Hubert jest zwolennikiem kolektywnej improwizacji, ale też przeciwnikiem solistycznego podejścia. Dzięki niemu zrozumieliśmy że istota naszej muzyki nie tkwi w wymyślaniu konkretnych form pod partie solowe każdego z muzyków, ale właśnie we wspólnym żonglowaniu melodiami i rytmiką – tak o udziale Zemlera mówi Grzegorz Tarwid.
"Przyśpiewki" znacząco różnią się od poprzedniego wydawnictwa zespołu. W nowych kawałkach po prostu więcej się dzieje. Część z nich pochodzi jeszcze z początku naszej działalności, a inne zostały napisane specjalnie pod Huberta. Podczas pracy nad tym albumem staraliśmy się uniknąć schematycznego podziału na temat i improwizację – informuje Tarwid. Wszystko to sprawia, że Diomede w obecnej konfiguracji skupia się na generowaniu zespołowego napięcia, które doprowadza do powstawania intrygujących repetycji. Tytuł „Przyśpiewki” na pewno bierze się z pewnej powtarzalności, którą obraliśmy jako główny element rozwijania tych utworów. Jest to też nawiązanie do pierwszej płyty, na której inspirowaliśmy się estetyką ludowości Wschodniej – podsumowuje ten wątek klawiszowiec. Utwory na płycie charakteryzują się dużą chwytliwością, która przenika właściwie cały materiał. Wydaje mi się że na tej płycie wgłębiliśmy się bardziej w idee melodii jako czegoś, co nie wymaga kreowania „drugiego dna”, a którym zazwyczaj w naszym przypadku jest improwizacja – dodaje Tarwid.
Wydane teraz utwory – jak przyznał – „cechowały się większą różnorodnością, lekkością oraz pewnego rodzaju tanecznością”. I to właśnie „taneczność” jest kluczem do odbioru opisywanej płyty, wyraźnie inspirowanej rodzimą twórczością ludową. Choć te nawiązania wydają się oczywiste, w praktyce nie słychać nachalnej próby jazzowej transkrypcji folkloru – metody od lat silnie eksploatowanej na krajowej scenie. Kompozycje są w pełni autorskie, opracowane przez duet oraz później rozwinięte za sprawą kreatywności gościa.
Atrakcyjność muzyki zapewnia zawarcie na albumie pełnego zakresu emocji. Znajdziemy tu nostalgiczne ballady, przejmujące marsze, nastrojowe hymny oraz przebojowe piosenki. Zgodnie z ideą „przyśpiewek” już po pierwszym odsłuchu każdą z melodii chce się nucić. Warto ponownie wrócić do niedawnego wywiadu z Tarwidem, który tłumacząc ideę tej produkcji stwierdził: „jazz to po prostu przetworzenie ludowości i podanie jej w innej, atrakcyjnej formie”.